Tego majowego dnia, 1933 roku, pogoda była pochmurna. Nawet trochę mżyło. Mimo tego na wiec zorganizowany przez nazistów przybyły tłumy. Na wiecu miał wystąpić sam Hitler. Wówczas już kanclerz Niemiec. Na razie jednak przemawiał Goebbels. Mówił już długo. Powtarzał wciąż te same hasła i slogany. Co pewien czas tylko ukradkiem spoglądał na niebo, które pozostawało zasnute chmurami, po czym mówił dalej. Czas płynął. W pewnym jednak momencie - po tym, jak po raz kolejny zerknął w niebo - urwał swoje wywody, pożegnał słuchaczy i zaanonsował: - Teraz zabierze głos nasz Führer, Adolf Hitler! Znudzony nieco przydługim przemówieniem Goebbelsa tłum ożywił się. Na mównicy, ustawionej wysoko ponad zgromadzonymi, ukazał się Hitler. Spojrzał w milczeniu na tłum i wyciągnął przed siebie ramię w nazistowskim pozdrowieniu. I właśnie wtedy, jakby jakimś cudownym zrządzeniem losu, chmury się rozstąpiły. Słońce przemknęło przez powstałą tym sposobem szczelinę i oświetliło mównicę, wraz ze stojącym na niej Fuhrerem. Zgromadzony tłum oszalał.
Opis historyka powinien być suchy i obiektywny. Pozwoliłem sobie na ten nieco literacki wstęp, aby zilustrować, do jakiej perfekcji doszli naziści w propagandowym wykorzystywaniu najróżniejszych elementów. Tym razem Goebbels wykorzystał nawet warunki pogodowe. Rok 1933 był rokiem wyborczych triumfów NSDAP. Faszyści niemieccy doszli do władzy jak najbardziej legalnie. Często się o tym zapomina, postrzegając ich przez pryzmat późniejszych zbrodni. Byli brutalni, ale tym akurat nie różnili się od takich chociażby komunistów. I co ważniejsze brutalność okazywali tylko wobec Żydów i komunistów. Dlatego politycy z innych krajów spoglądali na nich być może z pewnym niesmakiem, ale bez przesady. W polityce sentymenty się nie liczą. Dla zachodnioeuropejskich mężów stanu Hitler jako polityk wcale się nie różnił od Piłsudskiego. Ale nie o tym miałem pisać. Jak to się stało, że naziści wygrali wybory? Jako istotny czynnik wskazuje się kryzys gospodarczy. Nie można też jednak zapominać o innym aspekcie: doskonałej propagandzie.
Hitler już w "Mein Kampf" doceniał rolę propagandy jako środka do osiągnięcia celu, którym była władza. Pisał m.in.: "Zdolność przyjmowania przez masy treści politycznych jest bardzo ograniczona, a możliwości zrozumienia ich niewielkie, z drugiej strony mają pewną zdolność zapamiętywania. Dlatego skuteczna propaganda musi się ograniczać do niewielu punktów, które z kolei muszą być lansowane w formie sloganów tak długo, aż każdy zrozumie, co przez ten slogan chce się powiedzieć." Jego wiedza była intuicyjna, a umiejętność pozyskania tłumu - którą niejednokrotnie zademonstrował w czasie swych wystąpień - instynktowna. Gdy oglądamy fragmenty starych kronik z jego wystąpieniami, budzą one w nas co najwyżej rozbawienie. Zmieniła się nasza wrażliwość. Każda epoka ma swoich bohaterów. Na współczesnych wystąpienia Hitlera wywierały niezapomniane wrażenie. Charakterystyczne dla przemówień Hitlera było narastanie napięcia. Pierwsze słowa wypowiadał tonem spokojnym, stopniowo przechodził do stanu ekscytacji, czemu towarzyszyło ożywienie mimiki i gestykulacji. Coraz bardziej podnosił głos, by w finale wręcz histerycznie krzyczeć. W efekcie potrafił zarazić słuchaczy wiarą w to, w co on sam wierzył. Albert Speer tak wspominał po latach swoje odczucia z udziału w pierwszym wiecu z udziałem Hitlera: "Pod koniec wydawało się, że Hitler nie mówi po to, by przekonywać, lecz raczej z przekonaniem wyraża to, czego oczekiwała od niego publiczność zamieniona w jednolitą masę."
No ale w końcu niczego nie pozostawiano przypadkowi. Wódz NSDAP świadom był, że człowiek zmęczony wykazuje mniejszy krytycyzm i łatwiej go przekonać. Dlatego spotkania często odbywały się wieczorami, a nawet w nocy. Ciemność stwarzała zresztą dodatkowe możliwości. Goebbels rozwinął cały ceremoniał spotkań. Towarzyszyły im efekty dźwiękowe: muzyka marszowa, fanfary, werble oraz wizualne: ogromne flagi, transparentu i reflektory, które oświetlały postać mówcy. O ileż więcej możliwości dawała zatem noc. O wiele łatwiej zbudować wówczas odpowiedni nastrój. A jeśli dodamy do tego jeszcze jeden z ulubionych przez faszystów rekwizytów: pochodnie... Dotychczas wskazałem na jedną z form oddziaływania. Zanim jednak ludzie przyjdą na wiec, trzeba ich do tego zachęcić. A przede wszystkim trzeba zacząć od tego, żeby w ogóle usłyszeli o partii. Goebbels znalazł na to sposób.
W 1926 roku Goebbels został mianowany gauleiterem Berlina i natychmiast zadeklarował: "Berlińczycy mogą nas obrzucać obelgami, obrażać, zwalczać, bić, ale muszą o nas mówić." Jednak jak na złość prasa ignorowała nowego gaulaitera, a także bijatyki bojówek SA z komunistami. Goebbels się zirytował. Postanowił urządzić Berlinowi wielkie widowisko. Wynajął salę Pharus w dzielnicy Berlina uznawanej za "czerwoną". Co więcej, sala ta była tradycyjnym miejscem zebrań komunistów. O imprezie w Pharus obwieszczono wszystkim wielkimi, czerwonymi plakatami. Przed samym zebraniem naziści paradowali ze sztandarami ze swastyką. Komuniści nie dali się długo prosić. Zjawili się na wiecu. W wielkiej bijatyce używano łomów i kastetów. Interweniowała policja. Spektakl bym sukcesem. Goebbels triumfował, bo pisała o nim wreszcie prasa. Jeden z dzienników nazwał nazistów nawet bandytami. Goebbels był wręcz zachwycony. Natychmiast kazał wydrukować plakat, na którym podpisał się jako "Oberbandyta Joseph Goebbels".
Może warto uczynić wtręt o samych plakatach. Większość plakatów, zwłaszcza politycznych, rozklejanych wówczas na słupach ogłoszeniowych wyglądała nieciekawie: były zadrukowane czarnym, zbitym tekstem. Goebbels zaczął stosować wielką, kolorową czcionkę, która przyciągała uwagę. Jego pomysły promocyjne - jak na ówczesne czasy - były nowatorskie. Przykładem może być promocja pisma NSDAP "Der Angriff", czyli "Atak". Pewnego dnia na ulicach Berlina pojawiły się jaskrawożółte plakaty z jednym tylko, opatrzonym znakiem zapytania, słowem: "Atak?". Następnego dnia pojawiły się kolejne plakaty z napisem: "Atak już czwartego lipca". Wreszcie ostatnia seria plakatów wyjaśniła, iż chodzi o gazetę: "Atak będzie się ukazywał co poniedziałek".
Goebbels lubił wykorzystywać w propagandzie możliwości stwarzane przez nowinki techniczne. W 1932 roku do potencjalnych wyborców rozesłano 50 tysięcy płyt gramofonowych z antyrządowymi przemówieniami. W tych czasach film dźwiękowy był nowością. Goebbels kazał się sfilmować w trakcie przemówienia. Film ten wyświetlano pod gołym niebem w parkach i na placach większych miast. Planując kampanię wyborcza Hitlera, spec od propagandy sięgnął po wzorce amerykańskie, gdzie kandydat objeżdżał kraj pociągiem, odbywając szereg spotkań z wyborcami. Goebbels wprowadził tu tylko pewną innowację: zastąpił pociąg samolotem. Signum temporis. Futurystyczny posmak. A przy tym okazja dla zwiększenia legendy Hitlera. Rozpowszechniano bowiem informację, że kiedy na wysokości 6 tysięcy stóp wszyscy korzystać musieli z masek tlenowych, Hitler pozostawał w dobrej kondycji, świeży i spokojny. Mitologizowanie postaci Führera to zresztą jeszcze jeden ciekawy aspekt propagandy nazistowskiej. Przypisywano mu nadziemską moc. Legendą obrastały niektóre wydarzenia z jego przeszłości, takie jak czasowa ślepota w czasie I wojny światowej spowodowana atakiem gazowym. Ponadto Hitler był przecież inny: był abstynentem, wegetarianinem, nie palił i nie interesował się seksem. Czy to nie świadczyło o jego wyższości moralnej? Przy tym prowokował histerię seksualną u kobiet. Dostawał kosze listów od wielbicielek - w tym zamężnych - które błagały go by zechciał być ojcem ich dziecka. W czasie porodu niektóre ciężarne kobiety wykrzykiwały jego imię, chcąc tym sposobem załagodzić bóle.
Do tego wszystkiego trzeba dodać jeszcze jedno: doskonała orientacja w nastrojach społeczeństwa. Nie była ona dziełem przypadku. Od 1931 roku Goebbels domagał się raportów na temat nastrojów panujących wśród członków partii. Domagał się też wysyłania specjalnych agentów, którzy mieli za zadanie zdobywać informacje na temat tego, o czym ludzie rozmawiają w gospodach, sklepach itp.
Historycy twierdzą, że największym sprzymierzeńcem nazistów okazał się Wielki Kryzys. Nie zapominajmy jednak, iż dał on jedynie szansę. Szansę różnym skrajnościom. Wykorzystali ją niemieccy faszyści.
Autor » Karol Ginter
dodaj komentarz »