Polskie prawo autorskie w art. 4 pkt 2 (Dz. U. z dnia 23 lutego 1994 r., z późn. zm.) wskazuje, że nie stanowią przedmiotu prawa autorskiego materiały urzędowe. Niemniej jednak prawo nie precyzuje jasno co należy rozumieć przez materiał urzędowy. Doktryna stara się sprecyzować to nieostre pojęcie. Przyznaje się zatem możliwość uznania, że materiałami urzędowymi są wszelkie materiały nie pochodzące wprost od "urzędu" tzn. odpowiedniej instytucji lub organu, ale przez ten urząd zamawiane na potrzeby konkretnego postępowania ( chodzi o różnego rodzaju specjalistyczne opracowania, opinie, mapy, ekspertyzy itp.). Podkreśla się także, że formuła "materiały urzędowe" odznacza się stosunkowo dużą pojemnością. Jest ona bowiem zdolna pomieścić wszystko co nie będąc dokumentem jest urzędowe. Przy czym cechę tę materiał może uzyskać gdy pochodzi od urzędu lub innej instytucji państwowej bądź dotyczy sprawy urzędowej, bądź wreszcie dlatego, że powstał w rezultacie zastosowanej procedury urzędowej. Można przyjąć założenie, że w państwie totalitarnym, takim jak hitlerowskie Niemcy i stalinowski ZSRR, wszystkie aspekty życia społecznego były zdominowane przez państwo. Nie ulega wątpliwości, że w pewnych aspektach funkcjonowania omnipotentnego państwa sfery kultury takie jak kino i muzyka wykorzystywane były w celach urzędowych, jako instrumenty propagandy, podtrzymujące totalitarny gmach państwowy. Jaki materiał muzyczny czy filmowy został konkretnie zamówiony lub w całości, samodzielnie, opracowany przez ministerstwa tych państw lub komórki partyjne, korzystające de facto z wielu uprawnień administracyjnych, ciężko jest dzisiaj stwierdzić.
Druga kwestia zasadza się na tym, że jeżeli np. NSDAP nie można w jakimś przypadku przypisać wykonywania w ścisłym znaczeniu funkcji urzędowych, to pozostaje pytanie - kto jest następcą prawnym tej nieszczęsnej organizacji? Komu zatem przysługują prawa autorskie, których ona była podmiotem? Aspekty urzędowości danego utworu badać dzisiaj może tylko nauka historii. Przyjmuje się jednogłośnie, że niemieckie kroniki filmowe (Die Deutsche Wochenschau) kręcone były na wyraźne zamówienie Ministerstwa Propagandy Rzeszy jako główny instrument propagandowy w polityce państwa nazistowskiego. Jako takie są one traktowane jako materiały urzędowe i nie stanowią przedmiotu prawa autorskiego. Niektóre pozostałe filmy, kręcone na zamówienie partii, czy Ministerstwa Propagandy, mają z reguły stosowną informacje zawartą w swojej czołówce. Niejednokrotnie zatem mamy jasno potwierdzone, że dany utwór został zamówiony przez władze niemieckie, tak jest na przykład z filmem Leni Riefenstahl - pt. Triumf Woli. W czołówce filmu napisane zostało wprost, "hergestellt im Auftrage des Führers" - "nakręcono z polecenia Führera". Fakt zlecenia dokonania nagrania przez kogokolwiek lub nawet potwierdzenie wydawania jakiś utworów przez ministerstwo czy komórki partyjne, w przypadku większości utworów muzycznych z III Rzeszy nie jest możliwy do ustalenia. Dużo płyt zniszczono, dane autorskie uległy zdekompletowaniu. Opierać się należy przede wszystkim na tym, iż przeważnie muzykę w owym czasie na potrzeby społeczne wykonywały liczne orkiestry tworzone przy jednostkach organizacyjnych SA, SS, NSDAP czy zwykłych formacjach wojskowych. Sprawy kulturalne były zdominowane przez oddziaływaniu przeróżnych organów administracji państwowej czy wojskowej. Wszelkie sfery życia, w tym i kulturę - muzykę czy film poddano wpływowi nazistowskiego państwa. Funkcjonowanie niezależnych orkiestr i studiów filmowych stało się praktycznie niemożliwe. Pewne zastosowanie w kwestii praw autorskich utworów muzycznych pochodzących z lat 30-tych może mieć art. 36 pkt 3 polskiego prawa autorskiego, który mówi: "Z zastrzeżeniem wyjątków przewidzianych w ustawie, autorskie prawa majątkowe gasną z upływem lat siedemdziesięciu: w odniesieniu do utworu, którego twórca nie jest znany - od daty pierwszego rozpowszechnienia".
Paragraf ten można odnieść do utworów muzycznych, których wykonawca nie jest znany, gdyż na przykład w toku burzy wojennej zaginęły wszystkie dane na temat wykonania danego utworu, zachował się zaś jedynie zapis dźwiękowy. Tudzież osoba taka będąc znana z imienia i nazwiska trudna jest do zidentyfikowania, gdyż wszelkie informacje o niej są niemożliwe do odtworzenia w dzisiejszych czasach. Chodzi tutaj zwłaszcza o przypadki, gdy sama muzyka lub słowa wykorzystywane w tym utworze nie mają jasnego pochodzenia, wywodzą się z nurtów ludowych czy starych tradycyjnych przyśpiewek lub melodii żołnierskich. W USA powszechnie uważa się, że niemieckie pieśni żołnierskie i marsze powstałe przed 1945 rokiem nie korzystają z ochrony praw autorskich. Ich status prawny mieści się w sferze tzw. public domain - dobra publicznego. W jego skład wchodzi ogół tekstów, zdjęć, muzyki, dzieł sztuki, itp., które na skutek decyzji twórcy, braku spadkobierców lub upływu odpowiedniego czasu, stały się dostępne do dowolnych zastosowań bez ograniczeń wynikających z przepisów prawa autorskiego. W sferze public domain brak jest jakichkolwiek praw majątkowych (związanych z używaniem, kopiowaniem, rozpowszechnianiem itd.), każde dzieło do niej należące może być używane w jakikolwiek sposób. Mając na uwadze powyższą analizę bardzo ciężko jest stwierdzić, że wszystkie utwory filmowe czy muzyczne, powstałe w czasach III Rzeszy i ZSRR są przedmiotem prawa autorskiego lub korzystają z ochrony jaką to prawo zapewnia. Wprost przeciwnie - uprawniony jest pogląd, że utwory te nie mają zapewnionej takiej dogodności. Niemniej jednak, gdyby mogło być inaczej, proszę o kontakt osoby, które nie zgadzają się z przedstawioną wyżej analizą i mają zdanie odmienne w tym przedmiocie.
Oprócz kwestii prawnej należy jeszcze zwrócić uwagę na kwestię moralną. Niemieckie materiały filmowe, dokumentujące zmagania wojenne i będące wyrazem propagandy nazistowskiej, powstawały w czasie gdy administracja i wojska niemieckie dopuszczały się niespotykanych zbrodni i grabieży, w tym zwłaszcza na narodzie polskim. Filmy i kroniki wojskowe w oczywisty sposób dokumentują właśnie te przestępstwa. Można założyć także, że tak ogromne fundusze przeznaczone przez Niemcy na rozwój przemysłu kinematograficznego, były możliwe dzięki bandyckiej i złodziejskiej polityce Rzeszy wobec ludności cywilnej na okupowanych terenach. Byłoby zatem nonsensem upominać się dzisiaj o ochronę praw autorskich dowodów zbrodni, świadczących o niebywałej krzywdzie wyrządzonej narodowi polskiemu.
(Tekst pochodzi ze strony www.zelazny.krzyz.org i zamieszczony został za zgodą autora)
dodaj komentarz »