Robiąc porządki na strychu w domu mojej babci, przypadkowo wpadła mi w moje dłonie stara pożółkła gazeta „Perspektywy” z dnia 22 maja 1987r. Początkowo nie wzbudziła mojego zainteresowania, ale wiedziony instynktem zacząłem wertować kartki. Nagle moim oczom ukazał się artykuł, wspomnienia o bardzo frapującym tytule: „Jak rozbrajałem Guderiana” autorstwa Henryka Maziejuka. Nie pozostało mi nic innego jak zagłębić się w to co opisał pan Henryk. A przyznać trzeba, że to ciekawa opowieść i dość niespotykana.
„A wiec to on, Stanisław Zarzecki jest tym, który rozbrajał Heinza Guderiana? - Tak, to ja – powiedział spokojnie, jakby odgadując moje wątpliwości. – Jestem stary, zeszłowieczny, ale kiedyś byłem młody i odważny.” Po takiej deklaracji z wrażenia musiałem zaparzyć sobie herbatkę (wzmocnioną babcinym rumem) i wróciłem do dalszej lektury artykułu.
„ – Dwukrotnie spotkałem się z Guderianem – odmierza starannie słowa, siadając ciężko na taborecie. – Pierwszy raz, gdy go rozbrajałem w roku 1918, kiedy to odradzała się Polska, a drugi raz w roku 1939, kiedy ginęła, gdy jako hitlerowski generał ściągnął do Wizny z czołgami.”
W tym miejscu chciałbym streścić krótko historię rodziny Zarzeckich i ogólną sytuację na tamtym terenie nim powrócimy do wspomnień. Od najmłodszych lat pan Stanisław był wychowywany w duchu patriotycznych uniesień. Jego dziadek, Józef walczył w Powstaniu Styczniowym 1863 roku. Ojciec zaś Franciszek, manifestował przeciwko carowi w 1905 roku za co został skazany. Jak wspomina pan Stanisław, zapamiętał na zawsze tą chwilę gdy w ich domu zjawili się kozacy i zabrali ojca do aresztu w Białymstoku. Niewątpliwie nadzieję wszystkim Polakom dawało rozpoczęcie I wojny światowej. Niestety wielu Polaków wówczas przywdziało obce mundury i walczyli za obcą sprawę, często nawet naprzeciw siebie, brat przeciw bratu. Miejscowość Wizna, gdzie toczy się akcja, zawsze była miejscem patriotycznych manifestacji, które często organizowała tajna jeszcze Polska Organizacja Wojskowa (POW). Stanowiła ona znaczną siłę, na tyle, że respektu dla niej nabrali również Niemcy. Ale wróćmy do wspomnień.
„ Zarzecki zapamiętał świetnie ów dzień: 11 listopada 1918 roku. Przybiegł wtedy do Niwkowa łącznik z rozkazem, w myśl którego pan Stanisław, będący wówczas grupowym w POW, wziął ze sobą czterech uzbrojonych rówieśników i pobiegł z nimi do Bronowa, sąsiedniej wsi, gdzie mieściła się ich placówka. – Idziemy rozbrajać Niemców! – usłyszeli krótkie oświadczenie komendanta grupy Stefana Szymańskiego, który w randze oficera zbiegł z armii rosyjskiej. Rozkaz przyjęli z wielką satysfakcją. Rzeka Narew przedzielała wtedy obu wrogów (Niemców i Rosjan). … Niemcy mieli silną placówkę, ponieważ na szeroką skalę robili umocnienia frontowe, wykorzystując do tego celu miejscową ludność. Z bronią gotową do strzału, podchodzili niewielkim oddziałem do niemieckich posterunków i zaskakując żołnierzy nakazywali oddawać broń. Ci widząc co się święci, wykonywali posłusznie rozkazy. I tak bez żadnego strzału zgarnęli w krótkim czasie 72 niemieckich żołnierzy, których zamknęli na noc w stodole zakazując z niej wychodzenia. Stodołę obstawiali swoimi ludźmi, z rozkazem strzelania w razie potrzeby. Zdobyli sporo broni i amunicji, a do tego również żywność.”
Na marginesie dodam od siebie, że tak właśnie rodziła się Polska. Bohaterstwo tamtych dni jest nie do opisania. Polacy dosłownie wydzierali swoją ojczyznę z łap zaborców. W kontekście obecnych wydarzeń w naszej ojczyźnie krew człowieka zalewa. Zaparzyłem sobie drugą herbatkę (z rumem oczywiście), zapaliłem papierosa i powróciłem do lektury wspomnień.
„Heinz Guderian, oficer w stopniu kapitana stacjonował u Ostrowskiego. Po internowaniu jego żołnierzy, w trójkę poszli do ich dowódcy. – gdyśmy weszli do niego – opowiada Zarzecki – stał w pokoju, odwrócony tyłem do drzwi. Zareagował na tupot butów, odwrócił się i zaskoczony ujrzał skierowane w niego mauzery. Z wrażenia drżały mu łydki. – A panowie w jakiej sprawie? – grzecznie spytał po polsku, gdyż urodził się w Pułtusku. – Mamy rozkaż pana rozbroić – salutując odrzekł Stefan Szymański. – No, jeśli tak – wystękał z trudem, odpinając kaburę z pistoletem, którą na skinienie Szymańskiego wziął młody Stanisław Zarzecki i szczęśliwy przypiął ją do swego boku. – A gdzie moje wojsko? – spytał Guderian. – Nic mu się nie stało, jest w stodole pod naszą kontrolą – zapewnił Szymański. – Panowie, co zrobicie ze mną? – dopytywał stojąc sztywno Guderian. – Nic – usłyszał . – Do jutra będzie pan, kapitanie spać spokojnie, a jutro odjedzie do Niemiec. Uspokojony Guderian dodał, że czuje się niedobrze, jest słaby, więc byłby rad, gdyby mu Polacy zaoferowali jakąś furmankę, na której mógłby odjechać. – Będzie furmanka, lecz tylko do Jedwabnego – zapewnił Szymański, dodając: - Stamtąd do Prus już blisko. Przestrzegł Guderiana, by nie opuszczał mieszkania i w ogóle z niego nie wychodził na dwór, gdyż dom jest obstawiony i on nie może gwarantować za swoich ludzi jeśli spróbuje ucieczki.”
Swoją drogą ciekawe jak zachowałby się pan Zarzecki, gdyby wiedział kim będzie w przyszłości Guderian i jaką rolę odegra w II wojnie światowej. Takie dociekania są z pogranicza fantastyki, ale mimowolnie same się nasuwają.
„Następnego dnia na podwórko wtoczyła się furmanka z grubą wiązką grochowin okrytych derką, na której usiadł Guderian. Poskrzypując odjechała w kierunku Jedwabnego i dalej w stronę Prus.” I tak zakończyło się pierwsze, ale nie ostatnie, spotkanie pana Zarzeckiego z Guderianem. Ten epizod z życia generała jest praktycznie nieznany. Mało kto wiedział o zaistniałej sytuacji. Dlatego tak cenna jest relacja Zarzeckiego, jedynego świadka z zatrzymania i rozbrojenia Guderiana podczas pierwszej wojny światowej. Jakże los potrafi być jednak przewrotny. Już 1939 roku Guderian powrócił w te same rejony.
„ Zupełnie inny Guderian …. wjechał na czołgach do Wizny. Ledwie we wrześniu 1939 roku pojawił się tutaj, zajmując na kwaterę plebanię, wnet w generalskiej limuzynie przybył do pobliskiego Bronowa, żeby odnaleźć - jak tłumaczył – Szymańskiego i Zarzeckiego, którzy podczas internowania ‘tak pięknie się z nim obeszli’. Poszukiwani gdy się o tym dowiedzieli uciekli i ukryli się w zaroślach. Chłopi wyjaśnili Guderianowi, iż poszli oni na wojnę. Ten na wszelki wypadek zapewnił że jeśli się pojawią, zaprasza do siebie. Nadal dobrze mówił po polsku. Swój rzeczywisty zamiar gen. Guderian wkrótce objawił. Na jego rozkaz odbyła się w Wiźnie i okolicy łapanka. Ujęto mężczyzn w wieku odpowiadającym tym, którzy go w 1918 roku rozbrajali. Czy sądził, że wśród nich są ci którzy go tak upokorzyli? Upchali ich Niemcy w kościele, skąd na samochodach wywieźli w stronę Prus."
Gen. Guderian zapadł głęboko w pamięć tutejszym mieszkańcom. Chodzi mianowicie o bohaterską walkę Polaków, którzy nad rzeką Narwią bronili bardzo skąpymi siłami dostępu do kraju przed zagonami pancernymi Guderiana. Pod Wizną rozegrał się najbardziej znany epizod wojny obronnej z 1939 roku. Załoga polskiego odcinka umocnionego w sile 700 żołnierzy i oficerów, stawiła zacięty opór siłom niemieckim, głównie pancernym, w liczbie ponad 30 tysięcy żołnierzy. Zdesperowana postawa obrońców wprawiła w gniew Guderiana. Niemcy zgnietli obrońców polskich siłą ognia i czołgami. Bohaterska podstawa dowódcy odcinka obrońców, kpt. Raginisa jest otoczona wielką czcią i uznaniem. Kpt. Raginis wolał rozerwać się granatem niż oddać się na łaskę niemieckiego wroga.[
br]
Dalsza część wspomnień pana Zarzeckiego dotyczy okresu okupacji i jego walki partyzanckiej oraz okresu powojennego. Niestety pana Stanisława Zarzeckiego nie ma już wśród żywych. Żal, że odchodzą ludzie, którzy mają bogatą historię, wspomnienia. Zwykli, a jednocześnie niecodzienni. Wraz z nimi odeszła część wspomnień, nigdzie nie opublikowanych i spisanych.