15 października 1946 roku marszałek III Rzeszy Hermann Göring został znaleziony martwy w swojej celi. Trybunał w Norymberdze skazał go na śmierć. Jednak pomimo nadzwyczajnych środków ostrożności (więźniowie byli osadzeni w pojedynczych celach, pilnowali ich całą dobę strażnicy, wprowadzono zakaz rozmów pomiędzy więźniami, za każdym razem w drodze z celi na salę rozpraw byli pilnie strzeżeni, w czasie samego procesu nie mogli opuszczać ławy oskarżonych) Göring popełnił samobójstwo zażywając truciznę, dwie godziny przed wykonaniem wyroku. Tym samym zakpił ze strażników i Trybunału w Norymberdze. Ludzkość zaś została pozbawiona możliwości przykładnego ukarania jednego z największych zbrodniarzy wojennych będącego numerem dwa w nazistowskich Niemczech. Świat nie uzyskał satysfakcji z wymierzenia mu zasłużonej kary za popełnione zbrodnie.
Jak do tego doszło? Skąd marszałek miał truciznę i w jaki sposób wszedł w jej posiadanie? Pytań jest wiele a odpowiedzi niejasne. Wróćmy jednak do momentu gdy szef Luftwaffe został pojmany przez aliantów 9 maja 1945 roku. Nastąpiło to w chwili gdy Göring wraz z rodziną i liczną grupą znajomych udawał się do zamku Fischborn by oddać się w ręce generała Stacka, który ustnie obiecał mu, że spotka się z Eisenhowerem. Po tym zajściu natychmiast zwołano konferencje prasową której głównym tematem i bohaterem był Göring. W jej trakcie szybko dał o sobie znać megalomański styl bycia szefa Luftwaffe. Zachowywał się jak gwiazda z Hollywood. Konferencja zamieniła się w prawdziwą sesję zdjęciową. Uśmiechnięty Göring towarzysko rozmawiający z żołnierzami alianckimi- takie fotki zobaczył świat zachodni. Wywołało to niemałe oburzenie opinii publicznej. Jeszcze bardziej zaś zirytowało Eisenhowera. Wydał rozkaż by Goringa natychmiast przewieziono do centrum przesłuchań 7. Armii w Augsburgu i internowano jako zwykłego jeńca. Göring zrozumiał, że nie będzie spotkania z Eisenhowerem. Jednocześnie już na lotnisku szefowi Luftwaffe zabrano buławę marszałkowską, medale i dystynkcje, które zresztą w iście magiczny sposób zniknęły. Pomimo dochodzenia w tej sprawie do dnia dzisiejszego ich nie odnaleziono.
20 maja 1945 roku Göringa przewieziono do Kwatery Głównej 7. Armii mieszczącej się w Grand Hotelu w Bad Mondorf w Luksemburgu. Szefa Luftwaffe ulokowano w skromnym jednoosobowym pokoju. Marszałek był bardzo oburzony takim traktowaniem, tym bardziej, że inni oficerowie niemieccy dostali bardziej okazałe kwatery. Wszyscy aresztanci mieli do dyspozycji kucharza wiedeńskiego, który serwował im typowo niemieckie dania. Mogli również swobodnie spacerować po hotelowym ogrodzie a nawet rozmawiać ze sobą (w ten sposób przygotowywali wspólną linię obrony w czekającym ich procesie). Wszystko jednak zmieniło się wraz z przybyciem do Norymbergii. Göring otrzymał celę 2,5m na 3,5m.
W czasie procesu schudł około czterdzieści kilogramów. Jako człowiek uzależniony od morfiny, oczywiście nie miał do niej dostępu. Nie przeszkodziło mu to jednak mieć czysty i niczym nie zmącony umysł przez co brał czynny udział w procesie. Często poprawiał swoich obrońców i wierzył, że wyjdzie zwycięsko z tej potyczki sądowej. Nie były to bezpodstawne przypuszczenia. Po śmierci Hitlera autorytet Göringa wzrósł. Jego marzeniem było zostać wodzem nowo odrodzonych Niemiec . Stąd jego poza patetycznego bohatera podczas trwania całego procesu (w przeciwieństwie do innych oskarżonych którzy chociaż próbowali wyrażać skruchę i mieli świadomość, że nadchodzi koniec). Jednocześnie Göring po cichu współpracował z aliantami licząc na łagodny wymiar kary. Te i inne argumenty szefa Luftwaffe jednak nie przekonały sędziów.
Jakże dziwnie i złowrogo brzmiały w ustach Göringa słowa: ”obozy koncentracyjne, zatrzymania i represje nie były wymysłem nazistów ale polityczną koniecznością”. Czy ta osoba miała by być uniewinniona? Sąd w Norymberdze uznał Göringa winnym: zbrodni przeciwko ludzkości, przeciwko pokojowi i zbrodni wojennych. 1 października skazał go na śmierć przez powieszenie. Göring był w szoku. Wypowiedział wówczas słowa które charakteryzowały jego postawę podczas całego życia: „w przyszłości Niemcy będą potrzebować wyjątkowo silnej osobowości, która skupi wokół siebie Niemców; wówczas ponownie pomyślą o mnie, ale mnie już niestety nie będzie”.
Szef Luftwaffe nie był mentalnie i psychicznie przygotowany na taki koniec swojej kariery. Liczył na to, że uda mu się zwycięsko przebrnąć przez proces i w glorii chwały wrócić do życia politycznego w Niemczech. Wobec zaistniałej sytuacji wolał popełnić samobójstwo niż poddać się wyrokowi sądu. Powraca więc pytanie jak Göring wszedł w posiadanie trucizny. Czy miał ją w zębie, pępku, odbytnicy? Sam ją przemycił do celi? Trudno jest w to uwierzyć. Wszyscy więźniowie procesu w Norymberdze byli kilka razy dziennie skrupulatnie poddawani osobistej rewizji. Ich cele zaś, często przeszukiwano. Przez dziesięciolecia nie potrafiono wyjaśnić tajemnicy kapsułki z trucizną. 2004 roku w „Los Angeles Times” ukazały się wspomnienia siedemdziesięcioośmioletniego mężczyzny Herberta Lee Stiversa. Jednoznacznie wynikało z nich, że to on przekazał truciznę Göringowi.
Stivers w wieku dziewiętnastu lat został wcielony do 26. Regimentu 1. Dywizji Piechoty. Regiment ten zajmował się (podczas procesu w Norymberdze) więźniami. Takie zajęcie dla młodego żołnierza było nudne i monotonne. Miał co prawda codzienny kontakt z nazistowskimi zbrodniarzami na których była skupiona uwaga całego śwista, ale Stiversa to nic nie obchodziło. W wywiadzie wyznał jednak, że z Göringiem łączyły go przyjazne stosunki. Mówił o szefie Luftwaffe, który bardzo dobrze władał językiem angielskim, jako bardzo miłym człowieku i znawcy sportu i lotnictwa.
Po skończonej służbie wraz z kolegami Stivers często chadzał do licznych barów i restauracji. W jednej z nich amerykańskiego żołnierza zauroczyła piękna Niemka, która przedstawiła się jako Mona. Chcąc jej zaimponować opowiedział o swojej pracy i znajomości z między innymi Göringiem. Na poparcie swoich słów podarował jej autograf szefa Luftwaffe. Mona szybko uwiodła Stiversa i niezwłocznie przedstawiała swoim znajomym. Ci zaś po pewnym czasie zaczęli mu dawać ukryte w długopisie grypsy. Później oznajmili mu, że Göring jest chory i dali w tym samym długopisie ukryte ”lekarstwo”. Lekarstwo, które okazało się trucizną.
Dwa tygodnie później od tego zdarzenia, 15 października 1946 roku Göring popełnił samobójstwo zostawiając list, w którym informował, że jest panem własnego losu oraz, że od samego początku miał przy sobie truciznę (napisał ten list prawdopodobnie po to żeby nie wszczęto śledztwa). Czy tak w rzeczywistości było? Jak wspomina Stivers, nigdy nie przypuszczał, że Göring odbierze sobie życie. Amerykański żołnierz nigdy nie widział marszałka smutnym oraz załamanym. I jak sam powiedział „Nigdy świadomie nie dałbym mu czegoś, co pozwoliło mu uniknąć kary”. Po śmierci szefa Luftwaffe władze więzienia znalazły jeszcze drugą fiolkę z trucizną ukrytą w bagażu Göringa. Jednak nie miał on do niej dostępu, gdyż walizka była w magazynie. Po tym zdarzeniu Stivers szukał Mony i jej towarzyszy, ale oczywiście ślad po nich całkowicie zaginął. Pozostał sam i czekał tyle lat, cierpiąc katusze wzmacniane wyrzutami sumienia by wyjawnić „prawdę”. Prawdę według amerykańskiego żołnierza, będącego strażnikiem podczas procesu w Norymberdze.
Nie ma powodów by wątpić w wiarygodność opowieści Stiversa. Według dokumentów faktycznie był jednym z żołnierzy, którzy mieli kontakt z sądzonymi w Norymberdze hitlerowcami. Jednocześnie jaki miałby cel opowiadać zmyśloną historię tyle lat po wojnie. Do każdych tego typu opowieści należy podejść z rezerwą. Jednak wydaje się ona logiczna i oparta w faktach. Czy było tak faktycznie? Pomimo tylu lat o śmierci Göringa nic nie jest do końca jasne.
dodaj komentarz »