Niedawno w Berlinie zmarł Rochus Misch- człowiek, który od roku 1940, aż do kapitulacji Niemiec na co dzień przebywał z Fuhrerem. Kiedy po raz pierwszy spotkał się z nim osobiście, miał 23 lata. W 2008 roku światło dzienne ujrzała jego kontrowersyjna autobiografia, skupiająca się w głównej mierze na wspomnieniach z czasów pracy w Kancelarii Rzeszy. Misch przedstawia się w niej jako młoda osoba, całkowicie niezainteresowana sprawami politycznymi oraz zupełnie nieświadoma tragicznych wydarzeń mających miejsce w tym samym czasie. O swoim życiu i relacjach z jednym z największych zbrodniarzy na świecie pisał rzeczowo i bez emocji. W ten sposób stworzył obraz wodza, przerażający chyba bardziej, niż wszystkie znane dotychczas- obraz Hitlera o ludzkiej twarzy.
Misch nieco różnił się od swoich rówieśników. Perspektywa pójścia do wojska raczej go odrzucała, niż przyciągała. Z zawodu był malarzem, przez kilka lat pracował nawet w swoim zawodzie. Docelowo chciał znaleźć zatrudnienie w sektorze publicznym, chociaż praca biurowa nieco go nudziła. Aby zapewnić sobie taką posadę musiał najpierw odbyć czteroletnią służbę wojskową, do której przystąpił w 1937 roku. Po wybuchu wojny wysłano go na front, z którego wrócił poważnie ranny. Już w kompani rezerwowej, do której go niezwłocznie przydzielono, dowiedział się, że jego przełożony polecił go jako idealną osobę na stanowisko członka osobistej ochrony Hitlera (SS- Begleitkommando). Po kilku dniach przewieziono go do Kancelarii Rzeszy, gdzie rozpoczął pracę jako operator centrali telefonicznej, kurier i członek ochrony, chociaż jak sam pisał, "był po prostu od załatwiania wszystkich pilnych spraw".
Od tej pory bardzo często miał okazję przebywać w towarzystwie wodza III Rzeszy. O pierwszym spotkaniu pisał tak: "Nie widziałem w nim ani potwora, ani nadczłowieka. To pierwsze wrażenie potwierdziło się z upływem lat. Prywatnie Hitler był normalnym, prostym mężczyzną, najprostszym jakiego znałem". Wiele osób uznaje, że przedstawianie Adolfa Hitlera w ten sposób jest niemoralne, Misch broni się jednak, mówiąc że znał go wyłącznie od tej ludzkiej strony. Hitler był dla niego zwykłym szefem, który o niego dbał i który nigdy na niego nie krzyczał.
W relacjach damsko-męskich Hitler był raczej oschły, nigdy nie angażował się w związki z kobietami. Misch pisze jednak, że był osobą dbającą o innych. Nie zapominał imion swoich pracowników, chociażby pracowali na najniższych stanowiskach. Zawsze interesował się jego zdrowiem, dowiadywał się jak się czuje, a kiedy zauważył, że źle wygląda, od razu wysłał go na urlop do sanatorium. Hitler często prosił swojego prywatnego lekarza, dr Morella, aby przebadał któregoś z jego podwładnych. W prezencie ślubnym podarował Misch’owi i jego nowej żonie dwie skrzynki dobrego wina, 1500 Marek i wypisaną ręcznie kartkę z życzeniami. Sam ubezpieczył także Mischa na ogromną w tamtych czasach sumę 100 000 Marek.
Mimo, iż Hitler budził szacunek wśród swoich pracowników oraz wymagał od nich pełnej dyscypliny, nie zawsze trzymał się sztywnych ram w relacjach z nimi. Pewnego razu Misch pojechał z Hitlerem na spotkanie do Monachium. Jak reszta osób z ochrony, czekał na niego w holu wejściowym, umilając sobie czas rozmową z szatniarką. Ta zaprosiła go na kolację, lecz niestety musiał odmówić, ponieważ był na służbie. Kiedy Hitler wyszedł ze spotkania, szatniarka bezpośrednio się do niego zwróciła: „Chciałabym dzisiaj wyjść z tym panem tutaj”. Hitler odwrócił się tylko i krzyknął: "Gesche! Misch ma dzisiaj wolny wieczór!".
Hitler bardzo lubił psy. Misch opisuje, że często bawił się ze swoją suczką Blondi, mówiąc do niej "No Blondi, pokaż jak robią małe dziewczynki". Suczka kładła się wtedy na plecach i wyciągała łapki do góry. Raz widział także, jak z kuchni na spotkanie Hitlerowi wybiegł kundelek kucharki. Hitler pochylił się nad nim i zapytał z uśmiechem: "Gdzie byłeś, mały nicponiu?", po czym zaczął się z nim bawić. W wolnych chwilach Hitler lubił spacerować, grać w kręgle czy popijać jabłkową lub kminkową herbatę. Na podwieczorek nierzadko objadał się słodyczami, po czym zasypiał na chwilę w fotelu. Misch opisuje, że był człowiekiem niezwykle opanowanym i spokojnym. Nigdy nie widział u niego ani ataków śmiechu, ani złości. Często przesiadywał sam w swoim gabinecie słuchając muzyki (zdarzały się również piosenki o miłości) i rozmyślając. Co jakiś czas w nocy wołał kogoś ze służby, aby przyniósł mu butelkę z gorącą wodą, zawiniętą w białą, bawełnianą sakiewkę. Tłumaczył się, że bardzo marzną mu stopy.
Wydawać by się mogło, że tak bezwzględna i okrutna postać jak Adolf Hitler prywatnie zachowuje się równie nieludzko. Ciężko zrozumieć, jak człowiek mający tak naturalne, rzec można "ludzkie", usposobienie, mógł posiadać drugą tożsamość, wysyłającą bez najmniejszych skrupułów miliony ludzi na śmierć i tortury.
Autor: Barbara Gregorczyk
Źródło:
Źródło, a zarazem książka warta polecenia: Rochus Misch, Der letzte Zeuge. Ich war Hitlers Telefonist, Kurier und Leibwächter. Munchen, Zurich 2009.